Forum Historii Nysy Strona Główna Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Powojnie 1945 - wybrane fragmenty książki 'Granica Sokoła'
Autor Wiadomość
ralf 
Administrator


Dołączył: 07 Lis 2017
Posty: 2854
Skąd: Kraków
Wysłany: 2021-09-16, 15:08   Powojnie 1945 - wybrane fragmenty książki 'Granica Sokoła'

Około 10 lat temu natknąłem się w internecie na fragmenty książki pt. "Granica sokoła", której autorem jest Jarosław Abramow-Newerly (ur. 1933) - syn znanego polskiego pisarza i pedagoga Igora Newerlego (1903-1987). Książka została wydana w 2001 roku, a jej treść w paru miejscach opisuje szczegółowo wydarzenia, które miały rozgrywać się w Nysie zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej. Jedno z nich dotyczy odnalezienia pomnika Chrystusa Króla z Warszawy, w drugim autor porusza temat infrastruktury miasta, a trzecie opisuje wizytę w podnyskim dworze oraz podnosi sprawę szabrownictwa. Chcąc opublikować te fragmenty na Forum postanowiłem wcześniej upewnić się czy wydarzenia w nich opisane są faktami czy może jest to w mniejszym lub większym stopniu fikcja literacka. Kilka dni temu postanowiłem w tej sprawie skontaktować się z samym autorem książki, który obecnie ma 88 lat i mieszka w Kanadzie. Dzięki uprzejmości i pomocy Pani Agaty Pilitowskiej z Toronto, udało mi się nawiązać bezpośredni kontakt emailowy z Panem Jarosławem Abramowem-Newerlym. Pozwoliłem sobie zapytać Go czy książka pt. "Granica sokoła" ma charakter popularnonaukowy, czy może jest to w mniejszym lub większym stopniu beletrystyka. Odpowiedź na moje pytanie otrzymałem od Pana Jarosława jeszcze tego samego dnia, tj. przedwczoraj (14.IX.2021) i brzmiała ona następująco (cytuję fragment wiadomości):

"Pisząc "Granicę sokoła" opierałem się na relacjach świadków. Niczego sam nie wymyśliłem, bo takie niezwykłe historie mogły się zdarzyć tylko w życiu. Mój świadek Jan Doliwa-Dobrucki miał wyjątkową pamięć. W tej książce na podstawie jego opowiadań udało mi się na przykład odtworzyć z niezwykłą dokładnością życie w przedwojennym Czortkowie. "Granica sokoła" należy do literatury faktu. Wydaje mi się, że opowiadanie Dobruckiego o 1945 roku w Nysie można uznać za całkowicie wiarygodne. Myślę, że może Pan z powodzeniem wykorzystać tę historię jak autentyczną. Powtarzam bowiem, że trudno byłoby wymyśleć taką historię."

W tym miejscu jeszcze raz chciałbym serdecznie podziękować Panu Jarosławowi za miłą i rzeczową korespondencję.

Jak widać sprawa autentyczności wydarzeń opisywanych w przedmiotowej książce została wyjaśniona - mamy w niej do czynienia z faktami, stąd warto by część z nich tutaj zamieścić. Są to trzy fragmenty książki, o których wspomniałem na wstępie:

FRAGMENT 1
"Pod Nysą była duża niemiecka fabryka czołgów, która po wojnie produkowała znane samochody nysa. Popularne nyski. Raz wybrałem się do tej fabryki z moim dowódcą, inżynierem Henrykiem Gauze, bardzo miłym gościem, który - jako młody metalurg - został mianowany delegatem naszego rządu do spraw przemysłu ciężkiego na Ziemiach Odzyskanych. Gauze bardzo mnie lubił, bo podobał mu się mój lwowski bałak, jak to my mówimy. Jesteśmy na terenie tej fabryki, proszę pana, i mnie się za przeproszeniem zachciało siusiu. Odszedłem więc na bok w krzaki. Podlewam sobie spokojnie te krzaczki i nagle widzę, że obok z gałęzi wystaje jakaś ręka. Ki czort?! Zapinam więc spodnie, podchodzę bliżej, nachylam się, rozgarniam krzaki i co widzę? Na ziemi leżą szczątki pomnika. Schowane przez Niemców w ostatniej chwili i przeznaczone na przetopienie. A ta ręka to ręka Chrystusa Króla sprzed naszego kościoła Świętego Krzyża w Warszawie. Poznałem go natychmiast. Obok złożona głowa z koroną cierniową i urwane ramię z krzyżem. Do końca jednak nie będąc pewny, zawołałem inżyniera Gauzego i on to potwierdził. Nie było wątpliwości, że to nasz pomnik z Krakowskiego Przedmieścia zniszczony przez Niemców w czasie Powstania Warszawskiego, przywieziony tu i przeznaczony na wojenny surowiec. Niemcy w tej fabryce wiele naszych pomników przetopili na czołgi. Dużo kościelnych dzwonów i posągów odnajdowaliśmy. Ale to była sensacja na skalę krajową. Gauze zaraz wezwał Peteję, który akurat naprawiał motocykl, i pchnął go do Gliwic, by natychmiast powiadomił nasze władze o tym niezwykłym odkryciu. Niech przyślą dużą platformę z dźwigiem. Zaraz przyjechała, myśmy na nią załadowali wszystkie części pomnika, z krzyżem i tą ręką, która mnie przywołała, wóz pięknie umailiśmy i oflagowaliśmy, ja wsiadłem do szoferki i eskortowałem go aż do Katowic. Z Katowic z pomnikiem ruszył osobiście inżynier Gauze, by uroczyście wręczyć go władzom w Warszawie. Radość była wielka. Gauze za ten wyczyn: załatwienie się we właściwym miejscu - zaśmiał się pan Jan - przedstawił mnie do odznaczenia, ale naszą grupę operacyjną dość szybko rozwiązano i z orderu wyszły nici..."

FRAGMENT 2
"- A ja byłem w Nysie z wojskiem już w 1945 roku. Tuż po wojnie. Koszarowaliśmy także w Paczkowie i Otmuchowie. Bajeczne miejsca w Sudetach. Wojną nietknięte. Ze starymi, średniowiecznymi murami. W Otmuchowie Niemcy zrobili wielką zaporę wodną, piękne jezioro. A nad nim, proszę pana, stary zamek obronny na wysokiej górze. Cudo! Widok jak z pocztówki...
- Półmisek rozkoszy, jak pan mówi.
- Tak jest. Na dziedzińcu studnia na trzysta metrów w głąb. Do zamku prowadziły „końskie schody”, bo po nich i konie mogły wejść. Ponoć pod zamkiem były olbrzymie lochy.
- Bez lochów nie ma uroku, panie Janie.
- Z tym, że podczas wojny Niemcy wykorzystali lochy pod zamkami, niezwykle je rozbudowali i ukryli tu, w górach, swoje zagłębie zbrojeniowe. Pod ziemią stworzyli wielkie zakłady przemysłowe i magazyny, powiązali je labiryntem przejść i schronów, połączyli podziemną linią komunikacyjną. To wojskowe kretowisko, proszę pana, obejmowało ponoć olbrzymi teren, sięgający aż do granicy czeskiej. Trudno to było sprawdzić, bo Niemcy, odchodząc, wiele z tych obiektów wysadzili i zatopili. Sowieci, jak weszli do Nysy w 1945 roku, to właściwie z niej nie wyszli. Dopiero niedawno wyjechali, dewastując przedtem wszystko. Jak przed pół wiekiem. Rosjanie mieli tu, w Sudetach, zamknięte bazy wojskowe.
-Jak w Legnicy...
Tak jest. W 1945 roku większość niemieckich urządzeń jeszcze działała. Choćby pompy melioracyjne. Niemcy nawet okoliczne wsie pięknie skanalizowali, wszędzie była bieżąca woda, nie mówiąc o elektryczności. Na rynku w Nysie, pamiętam, stał śliczny ratusz z wielkim zegarem słonecznym na wieży. Wokół pełno było urokliwych kamieniczek i pałacyków, zadbanych i wycackanych jak u nas w Galicji. Jeszcze Niemców nie wywieźli i mieszkali oni w swych domach, kiedy Rosjanie przekazywali nam władzę, co było fikcją, bo panoszyli się, jak chcieli. I my musieliśmy we wszystkim słuchać tych dzikusów...
"

FRAGMENT 3
"Otrzymaliśmy meldunek, że we dworze pod Nysą Niemcy ukryli duże zapasy broni. Wsiedliśmy więc do powozu. Kozaków, jako ten „świecznik” w Nysie, komendant sowieckiej grupy operacyjnej, jeździł eleganckim troflejnym powozem, ciągniętym przez dwa odświętnie przybrane konie. A jakże! Rozparty jak hrabia na tylnym siedzeniu zadawał szyku w Nysie...
- Jak ciotka Klopcicowa w Czortkowie. Zabrakło tylko cygańskiej kapeli. I nowej panienki.
- Tak jest. Ale burdel-promocja była! Ze mną jako polską panienką, panie Jarosławie. Na pokaz - zaśmiał się. - Ale wtedy to nie były żarty, o nie - spoważniał znowu. - Po jakimś czasie, proszę pana, stanęliśmy przed starym, zabytkowym pałacem z dużym, angielskim parkiem. Brama wjazdowa była zamknięta, więc zaczęliśmy tarabanić. Po chwili otworzył nam kamerdyner. Wyjaśniłem mu, kim jesteśmy i że chcemy widzieć się z właścicielką.
-Frdulein jest u siebie - odparł i poprowadził nas schodami na górę. Kozaków, słysząc „frdulein”, ucieszył się i zatarł ręce. Słowo „panienka” zrozumiał. Na górze czekało go rozczarowanie. W pałacowej komnacie siedziała stara, nobliwa dama, jakaś baronowa czy margrabina ze znanego, arystokratycznego rodu.
- Miejscowa hrabina Cielecka, czy Baworowska - wtrąciłem. - Tak jest.
- Wot starucha priaklatajajobjejo mat’. Szczastia u mienia niet - westchnął Kozaków i zaklął pod nosem.
Grafina powitała nas po francusku, ale słysząc, że władam biegle jej językiem, przeszła na niemiecki. Wyjaśniłem jej grzecznie, że kapitan Kozaków jest nowym komendantem wojsk rosyjskich w Nysie, a ja jego polskim tłumaczem i że przychodzimy tu w sprawie służbowej. Kozaków na dźwięk swego nazwiska trzasnął w obcasy i zasalutował gracko. Dama, widząc, że ma do czynienia z dżentelmenami, odetchnęła z ulgą i spytała, czym może nam służyć. Powiedziałem jej, że otrzymaliśmy meldunek, iż na terenie jej majątku znajduje się broń.
- A, tak - przyznała szybko. - Złożono ją w wozowni i mój kamerdyner zaraz panom wyda.
Siedziała w zabytkowym fotelu z Biblią w ręku, proszę pana, a w jej pałacowej komnacie - poza wiszącymi na ścianach wspaniałymi obrazami - stała w szklanych gablotach kolekcja saskiej porcelany boskiej wprost piękności. Talerze, misy, wazy, no, cacka najwyższej próby. Muzealne zabytki. Byłem oszołomiony. Nigdy takich cacek nie widziałem i pożerałem je wzrokiem. Kozaków też z zainteresowaniem wodził okiem. Baronowa, widząc naszą ciekawość, oświadczyła, że jak rosyjski komendant dalej będzie tak grzeczny i uprzejmy, a któryś z jej talerzy w gablotach mu się spodoba, to ona gotowa mu podarować na pamiątkę. Przetłumaczyłem to Kozakowowi, a on oburzył się:
- Co ona może mi darować, łaskę robi?! Ja sam mogę sobie wziąć, jak zechcę! Albo zrobić wot tak! - Wyjął pistolet i zaczął kolejno strzelać do tych cacek w gablocie! Przerażona dama złapała się za głowę, a ja z trudem powstrzymałem go przed zniszczeniem całej kolekcji. Zdążyłem tylko powiedzieć baronowej:
- Yerzeihen Się, madame, bardzo przepraszam.
I szybko wyszliśmy. Było mi tak wstyd, tak wstyd za Kozakowa, panie Jarosławie, że nie ma pan pojęcia. A on nic. Widząc moje wzburzenie, zdziwił się i klepnął serdecznie w plecy:
- Sztoż ty Iwan Adriejewicz? Idiot? Giermancow żaliejesz? Grafów, burżujow?!
Stalin jasno skazał. Riezaj, swołocz. A wsio troftejne bieri ilijebi w kibini matiery! Tak ja dal staruchie szkołu - zaśmiał się. - Ipodarok. Nie zabudiet mienia, blad’junkierskaja!
Nowy graf Knut, cholera, pomyślałem. Tyle że on by grafa Sołoguba też zabił w Husiatynie, jako jaśnie pana i burżuja...
- Nic nie czuł, wandal - ciągnął pan Jan. - W wozowni zaś znaleźliśmy całego kramu kilkanaście karabinów, parę automatów i masek gazowych, i to wszystko. Cały ten magazyn broni okazał się jednym wielkim niewypałem. Wyprawa chybiła. Tylko kule Kozakowa trafiły. Zdążył damie zostawićpodarok, sokół stalinowski. Narozrabiać jak słoń w składzie porcelany. To była dzicz, panie Jarosławie. Wszędzie, gdzie weszła, grabiła, rabowała, niszczyła. Wszystko zasmrodziła jak u nas w Czortkowie. I na Podolu...
Ta grafina spod Nysy, rozmyślałem, nie uchodząc w porę chłopskim wozem jak hrabia Lanckoroński, doczekała się podarku Kozakowa. Łatwo domyśleć się, jaki był jej dalszy los.
- Jeszcze jeden przykład, panie Jarosławie - rzucił pan Jan. - Raz idę sobie po Nysie i widzę, że radziecki oficer rozmawia z jakimiś dość szabrowymi typami, najwyraźniej szabrownikami, bo stali z dużą platformą wyładowaną niemieckimi meblami..
- Szabrowy to po warszawsku szemrany?
- Tak. Typ spod ciemnej gwiazdy. Lump społeczny. Z bud szabrowych, mówiło się u nas w Czortkowie...
- To stąd pewnie wzięło się słowo „szabrownik”?
- Rozumi się, panie Jarosławie. My tych z centralnej Polski, co rabowali po niemieckich domach, tak nazwali. Szabrownicy. I ci właśnie szabrownicy grasowali w Nysie, proszę pana. Zatrzymałem się, a ten oficer zwraca się do mnie:
- Towariszcz, skazy im, sztoja choczu od nich pakupat’ etot rojal!- Wskazał piękny fortepian, który ci szabrownicy mieli na platformie.
Ja im przełożyłem, a oni mi na to:
- Panie drogi! Rusek chce ten fortepian za pięć litrów spirytusu i my za taką cenę mu nie damy. Pijany chyba.
Widzę, że Rusek istotnie chwieje się na nogach, potrząsa kanistrem w ręku i ponagla ich:
- Bystro, dawajtie, pany, rojal, i bieritie spirt! - A pany nie chcą i targują się z nim. Czuję, że ten meloman wkrótce może przestać być grzeczny i jak Kozaków zostawić podarok, więc mówię im:
- Panowie, nie targujcie się z nim, bo on zamiast kanistra wyjmie pistolet, weźmie ten fortepian sam i jeszcze któregoś z was zastrzeli.
W końcu się zgodzili, oficer rozkazał swoim żołnierzom wnieść ten fortepian na drugie piętro willi, w której kwaterował. Ci z wielkim trudem wtaszczyli go po schodach, bo ten koncertowy fortepian był wyjątkowo ciężki i długi. No, myślę sobie, teraz zacznie się bal. Czastuszki, pijacka orgia i granie. Będzie „Katiusza”: „Razcwietafy jabłoni i gruszy”. Nadstawiam ucha, a tu tymczasem drzwi balkonowe otwierają się, staje w nich ten oficer i, krzycząc do nas:
- Smotritie, polskije pany! Kakoj budiet konciert! - każe swym sołdatom zrzucić fortepian z góry. Sołdaty bez słowa spełniają rozkaz i piękny fortepian leci z drugiego piętra w dół, roztrzaskując siew driebiezgi na naszych oczach. Struny gną się z jękiem, lakierowana pokrywa pęka, no, widok straszny. Serce się ściska. A ten bydlak, rechocząc ze szczęścia, strzela w górę.
- Zapartiu! Za Stalina! Wot i uwidieli, pany. Dalsze koncierta nie budiet! - i dumny ze swego występu zwycięsko zamyka drzwi.
"
_________________
Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

phpBB by przemo  
Strona wygenerowana w 0,22 sekundy. Zapytań do SQL: 9